Å i Reine

Norweski archipelag Lofotów było mi dane przejechać w wakacje 2017 r.  Jest to miejsce niezwykłe, składające się z szeregu wysp ułożonych w kształt swoistej kosy. wystającej z linii brzegowej Norwegii. Poza swoim osobliwym położeniem, morskim klimatem, zapierającymi dech w piersiach widokami, na jego końcu znajdują się 2 malutkie wioski , czyli tytułowe Å i Reine. W tym zestawieniu na pewno jest to wyjątkowa trasa. Na pierwszy rzut oka dystans nie poraża, ba przywodzi na myśli niedzielną wyprawę po parku. Ale to nie o dystans tu chodzi. Wysiadając z promu o godzinie 22:00 w Moskenes, po 4 godzinach potwornie nudnego rejsu promem z Bodo, pierwszą myślą było wyciągnąć rower z busa i pojechać gdziekolwiek przed siebie. Busa zaparkowaliśmy na dosłownym krańcu świata, na parkingu kończącym międzynarodową drogę E10, w malutkiej wiosce Å, wyglądającą jak skansen norweskiej wioski rybackiej. Jeśli gdzieś w internecie widzieliście zdjęcia z Lofotów, jest niemal pewne, że były zrobione w tej okolicy.
Z wyborem trasy akurat nie było problemu, ponieważ przez kraniec Lofotów wiedzie cała jedna droga. Sama późna godzina nie była przeszkodą, bo w tym miejscu przypomina o sobie jedna z najlepszych rzeczy w lecie za kołem podbiegunowym, czyli dzień polarny. Generalnie na zegarku 23, a lampki potrzebne są tylko do przejazdów przez tunele. Jak to napisał Hop Cycling, ma to tą zaletę, że jak leje ci deszcz na głowę pól dnia, nie ma problemu poczekać z wyjazdem do wieczora. Plan był prosty, jechać przed siebie, obejrzeć okolicę, zrobić parę zdjęć. Tak oto ustrzeliłem to poniższe.

Wiąże się z nim ciekawa historia. Po opublikowaniu go na swoim instagramie, wrzuciłem go również na serwis wykop.pl. Tam zdjęcie zaczęło żyć własnym życiem i zostało przez jednego z użytkowników przyklejone na amerykański reddit.com gdzie błyskawicznie wskoczył w sekcje tych gorących. Tam kolejno został przeklejony na 9gag.com. Będąc przez te kilka dni viralem w mediach społecznościowych, doczekał się nawet artykułów w Chile i Gwatemali. Ot moje 5 minut „sławy” w internecie. Cała burza wokół owego zdjęcia, nakręcająca duże ilości komentarzy, to powątpiewanie ludzi w zjawisko dnia polarnego i posądzanie mnie o ingerencje w zdjęcie bądź zmianę godziny na telefonie. W każdym razie bezsprzecznie jest to jedno z najlepszych zdjęć, jakie udało mi się zrobić w życiu.

Trasa sama w sobie, poczynając od parkingu na końcu drogi, przywodzi na myśl kolejkę górską. Wąska, idealnie równa asfaltowa droga, wije się poprzez malutkie wyspy wynurzające się z krystalicznie czystego morza, co chwila wspinając się na most bądź groble. Dookoła, znak rozpoznawczy tego miejsca, małe czerwone domki rybackie zbudowane na palach. I mewy. Dużo mew. Jadąc tą samą droga dwa dni później, już w pełnym słońcu, dochodzi kolejna atrakcja, czyli nieuchronny wiatr z którym ciężko wygrać. Natomiast jadąc tam niemal o północy, miejsce to zyskiwało ciężki do opisania klimat. Z perspektywy drogi poza domkami i tymi głośnymi ptakami widzi się wyrastające prosto z morza, strzeliste granitowe szczyty. To wszystko, przy braku żywego ducha na horyzoncie dawało niemal nierealny obraz, jak ze snu. Niesamowite przeżycie.

Będą tam, obowiązkowym punktem programu jest zrobić przerwę od roweru i wspiąć się na Reinebringen, z poziomu 400 metrów można zobaczyć jedną z najlepszych panoram na Lofotach oraz m.in. drogę wijącą się na tamtejszych wyspach. Rozpościerający się stamtąd widok jest dosłownie nie z tej ziemi i idealnie zawiera się w nim niesamowity klimat tych wysp. My mieliśmy to szczęście, że po przeczekaniu deszczowego dnia, cały kolejny dzień był słoneczny i pozwolił zobaczyć ten niesamowity widok.
Sam szlak jest dość spartański, i bardzo zniszczony, wydeptana ścieżka pnie się stromo w górę. Sami Norwegowie odradzają korzystanie z niego ze względu na jego niestabilne podłoże, ale na pojawiających się tam tłumach turystów ten zakaz nie robi wrażenia. Samo podejście zajmuje tu około 1 km i owe 400 m w pionie. Natomiast w przyszłości są plany na wybudowanie bardziej cywilizowanego szlaku, wzorem np. tego na Preikestolen.

Pomimo, że nie jest tam łatwo dostać się z rowerem, pogoda potrafi być bardzo kapryśna, a wszystko jest w tym miejscu abstrakcyjnie drogie, każdy powinien chociaż raz się tam pojawić i zobaczyć te widoki na własne oczy.